Podsumowanie kalendarza biegowego 2017 – Piotr Biernawski o ciężkim sezonie i sukcesach!

15 grudnia, 2017

Rok 2017 i kategoria M40.
Ten rok to tak naprawdę takie trochę zwieńczenie tych kilku lat biegania – przede wszystkim spełnione marzenie w postaci wygrania Biegu Rzeźnika – tutaj z Piotr Huzior postawiliśmy wszystko na tę właśnie kartę, ale i reszta się dobrze ułożyła – i zrobiliśmy coś, co dla nas jeszcze 3-4 lata temu było NIE-DO-POMYŚLENIA. Rok temu zebraliśmy potrzebne doświadczenie, zrobiliśmy te błędy, których udało się nie powtórzyć w tym roku, ponownie pokazaliśmy, że dobrze się rozumiemy w biegu. Przeżyliśmy coś, czego nie da się opisać… nie przeżywszy tego 
Przebiegłem dość trudny Półmaraton Marzanny w czasie 1:15, i ustanowiłem życiówkę na 40 urodziny. Zdobyłem wysokie 6 miejsce i pewno ostatni raz w życiu obiegłem Dominik Grządziel Na anglosaskich Mistrzostwach Polski w Ustrzykach natomiast skręciłem nogę i dobiegłem do mety na rzęsach. Pozostał niedosyt, choć kategorię i tak wygrałem. Potem Wielka Prehyba – z jakiegoś powodu niegościnna dla mnie  Tym razem dobrze było do połowy, a potem już tylko walka z zimnem, błotem, śniegiem i wodą. W międzyczasie wygrywam Maraton Podhalański – szkoda, że nie połamałem na tej trasie 3h, ale myślę, że gdyby nie pomyłka na początku trasy, mogłoby się udać! Sam bieg bardzo lubię, ta trasa bardzo szybko zlatuje z takimi widokami, choć ból po biegu jest jak po żadnym innym – to jest po prostu legs destroyer – zbiegi z Zębu czy Butorowego niszczą nogi do tego stopnia, że miałem problem (ponownie!) z chodzeniem po tym biegu.
Na Mardule – chyba najulubieńszym moim biegu – pobiegłem swój PB – miejsce w top-ten, w tej obsadzie mnie cieszy. I zaskakująco, moi odwieczni rywale Robert Faron i Piotrek Koń zostali za mną!
Po Rzeźniku nie zdążyłem się zregenerować i na Śnieżce cierpiałem okropne katusze, już od początku miałem problem z tym, żeby nie dogoniła mnie koalicja kobiet, z Megi Kozielska i Dominika Stelmach na czele. Mimo to załapałem się na 6 miejsce, bądź co bądź na Mistrzostwach Polski, z wcale nie takimi dużymi stratami do m.in. Roberta. Roberta pokonuję jeszcze na Babiej Górze, gdzie z kolei rewanż wziął na nas Piotrek Koń. Jak my się wszyscy lubimy, nie tylko ścigać 
W Biegu na Wielką Sowę zostaje Mistrzem Polski Weteranów – a co!  I przychodzi czas na BUGT – tutaj poprawiłem czas, zdobyłem 8 miejsce i 3 w kategorii, ale nadal było dużo błędów – myślę, że jestem w stanie na tej trasie pobiec szybciej. Ale następny raz obowiązkowo z kijami! 100-wka w Krynicy mnie zniszczyła. ZNISZCZYŁA. Może za mało respektu do trasy, może zły dzień, może zła strategia, a może jestem po prostu ultra-januszem, ale od 45 kilometra biegłem bez prądu. 55 kilimetrów bez prądu. To jest nie do opisania, jak można tak cierpieć przez tyle godzin. Ludzie z 66-ki którzy mnie wyprzedzali, pytali się co się dzieje, a to była dopiero Prehyba. Mogę być jedynie względnie zadowolony ze swojej czachy, bo choć miałem schodzić w Piwnicznej jakoś dotoczyłem się do mety, na permanentnym kryzysie. I chyba pierwszy raz poznałem smak skopanego dupska przez kobity. Tak, kobity, bo nie dość że złoiła mnie Magdalena Łączak , to poprawiła Ewa Majer. Ekhm 
Na koniec sezonu trochę się w końcu odbudowałem i wygrałem m.in. Grand Prix Krakowa.
W Lidze Biegów Górskich na Elimnatorze tracę aż 2 miejsca i spadam na 6 plac, ale to i tak dla mnie duży sukces – prawdopodobnie ostatni raz jestem tak wysoko 
Kontynuuję współpracę z firmą ATTIQ – ta w tym roku nabrała kolorów, a i sam team zaczyna się krystalizować – tworzy się grupa osób nieprzypadkowych, a jednak wszystko przede wszystkim na stopie koleżeńskiej. Nawiązaliśmy współpracę z SALMING Polska – i to naprawde fajnie móc testować buty marki, która dopiero szturmuje rynek biegowy. I robi to tak dobrze! Cieszy też ta fajna symbioza na linii Attiq-Salming – wyszło to tak naturalnie, że aż „gemba” sama się uśmiecha.
I na koniec troszeczkę suchych statystyk: 9 wygranych biegów OPEN, 18 podium OPEN, na ten moment 3650km i 167,5km w pionie przebiegnięte (+ 1860km i 28,8km na rowerze), 467 godzin treningowych. Na Turbaczu nie powiem ile razy byłem, ale dużo  I to tyle w tym krótkim podsumowaniu od 40 latka